Obserwatorzy

sobota, 25 lutego 2012

Chwile - Władysław Broniewski

Ręce skrzyżuję, głowę pochylę, 

w dawność popłyną myśli i chwile,  

jesień wichurą w szyby zapłacze, 

dawne, stracone znowu zobaczę. 



Oczy zasłonię ciężką powieką: 

indziej, inaczej, dawno, daleko-  

wróci tęsknota, wróci niepokój, 

kroki znajome przejdą przez pokój. 



Znowu zapłonie w oczach i słowach 

światło ukryte w palcach różowych,  

nocą w ogrodzie kwiaty się ockną, 

duszne zapachy wpłyną przez okno. 



Oczom bezsennym znów się odsłonią 

piersi jak blade kwiaty tytoniu,  

nocą wilgotną - sennie, srebrzyście - 

miesiąc obłędny zajrzy przez liście...  



Sny niespokojne, sny niepojęte, 

kwiaty uwiędłe, okno zamknięte!  

Liryko rzewna! - śpiewasz - i nocą 

czarne, dalekie skrzydła łopocą. 

piątek, 17 lutego 2012

Przyjacielu los nas poróżnił - Władysław Broniewski

Nic ludzkiego nie jest mi obce,
Ból i radość rozdaję wszystkim,
Człowiek pieśni mojej surowcem,
Pieśni pełnej krwi, a nie mistyki.

Przyjacielu, czemuś nie pojął,
Skąd krew pieśni i moc jej czerpię? –
Jeśli wierszem staję do boju,
Wierszem kocham i wierszem cierpię.

Nie pozwolę nikomu dotknąć
Harfy mej – ze stu żył – stustrunnej,
Będę niósł ją  - groźną, samotną –
Choćby była cięższa od trumny.

Moja pieśń mnie zdradzić nie może,
Ona trwogi ni klęski nie zna....

P.S
Z dedykacją dla ciebie Wojtku

wtorek, 14 lutego 2012

Jacyś ludzie - Wisława Szymborska

Jacyś ludzie w ucieczce przed jakimiś ludźmi.
W jakimś kraju pod słońcem
i niektórymi chmurami.

Zostawiają za sobą jakieś swoje wszystko,
obsiane pola, jakieś kury, psy,
lusterka, w których właśnie przegląda się ogień.

Mają na plecach dzbanki i tobołki,
im bardziej puste, tym z dnia na dzień cięższe.

Odbywa się po cichu czyjeś ustawanie,
a w zgiełku czyjeś komuś chleba wydzieranie
i czyjeś martwym dzieckiem potrząsanie.

Przed nimi jakaś wciąż nie tędy droga,
nie ten, co trzeba most
nad rzeką dziwnie różową.
Dokoła jakieś strzały, raz bliżej, raz dalej,
w górze samolot trochę kołujący.

Przydałaby się jakaś niewidzialność,
jakaś bura kamienność,
a jeszcze lepiej niebyłość
na pewien krótki czas albo i długi.

Coś jeszcze się wydarzy, tylko gdzie i co.
Ktoś wyjdzie im naprzeciw, tylko kiedy, kto,
w ilu postaciach i w jakich zamiarach.
Jeśli będzie miał wybór,
może nie zechce być wrogiem
i pozostawi ich przy jakimś życiu.


środa, 1 lutego 2012

Do spółczesnych - Cyprian Kamil Norwid

I
I pożegnałem kraj, i brzegi znane
Odepchnąłem nogą, jak wioślarz z łodzi
Ziemię odpycha – i jak? odgarnia on pianę
Leniwo-płynną i luźną…
Kraj! – - gdzie każdy-czyn za wcześnie wschodzi,
Ale – książka-każda… za późno!


II
Nogą odepchnąłem ten brzeg, co pokornie
Zgiął się pod moim obcasem;
I skrzypiał mi on, że jest męczeńskim, wytwornie
(Ale przeklinał mnie basem!).


III
Och! wy – którzy śpiewacie krwawo i pożarnie,
Kiedyż?… zrozumiecie sąd?
Żyć wy radzi w dziejach, lecz żaden nie wie,
Że cali urośliście w krwi-ulewie,
Czyści i matematyczni, jak błąd!


IV
Ciemna to pieśń jest – w zamian wy?… bardzo jaśni -
Szkoda tylko, że nigdy nie wiecie,
Czemu?… Umysł-mąż mówi: “Zaśnij!”
“Zaśnij!”… – mówi po tańcu mdłej kobiecie.


Bibliografia:
http://www.dobrze.pisz.pl/norwid/do-spolczesnych.html